sobota, 19 listopada 2016

Mae Salong Bai Hao Oolong

Herbata: Mae Salong Bai Hao Oolong
Sprzedawca: TheTea.pl
Pochodzenie: Tajlandia

Rodzaj: Oolong
Data zbioru: Czerwiec 2016



Nie mam zbyt dużego doświadczenia z ciemnymi oolongami. Pijam je stosunkowo rzadko. Często dobieram herbaty do temperatury. Gdy na dworze jest zimno, preferuję herbaty ciemne. Z reguły pod rękę wpadają mi wtedy pu-erh'y, lecz tym razem, wiedząc, że posiadam pewną szczególną wersję Bai Hao oolonga (oriental beauty), z październikowej paczki TheTea, będącą właśnie oolongiem o mocnym stopniu oksydacji, zdecydowałem się właśnie na nią.
Dlaczego nazwałem ją szczególną wersją Bai Hao? Charakteryzuje się ona tym, że krzewy, z których została zebrana herbata, w żaden sposób nie są chronione przed szkodnikami. Żerowanie owadów na listkach, obgryzanie ich przez owady powoduje proces leczenia liści, przez który herbata wydziela dużo olejków eterycznych. Wpływa to bardzo pozytywnie na jej aromat i smak. Choć herbatę tradycyjnie produkuje się na Tajwanie, moja pochodzi z Tajlandii.
Po otworzeniu paczuszki, pierwsze na co zwróciłem uwagę to fantastyczny, słodkawy aromat rodzynek. Listki są ciemnobrązowe, widać wysoki stopień oksydacji. Ich boki są lekko pozwijane, nie jest to herbata rolowana w kuleczki. Rozmiar liści jest bardzo zróżnicowany, od naprawdę malutkich, po całkiem spore.
Parzenie:
Skorzystałem ze swojego czajniczka o pojemności 100 ml.  Zaparzyłem ją zgodnie z zaleceniami Wojtka, czyli wykorzystałem 5 gram herbaty. Zalałem ją wodą nieco chłodniejszą od wrzątku, w okolicach 90°C. Parzenia rozpoczynałem od kilku sekund, stopniowo zwiększając. Dotarłem aż do kilku minut. Herbata okazała się być bardzo wydajna.
Po zaparzeniu dało się wyczuć w niej przyjemny, bardzo charakterystyczny aromat, przypominający mi owoc liczi. Smak herbaty totalnie mnie oczarował. Nie spodziewałem się czegoś takiego po ciemnym oolongu. Zwykle bowiem, miałem do czynienia z nutami chlebowymi, orzechowymi, niekiedy lekko cytrusowymi, z karmelowym posmakiem. Tu jednak otrzymałem coś odmiennego. Smak oczarowywał swoją egzotycznością. Dało się tu wyczuć specyficzną, bardzo orzeźwiającą mieszankę mango-marakuja, pozostającą na pierwszym planie. Bardziej w tle wyczuwalne są za to kwiatowe nuty.  Całość zwieńczona zostaje bardzo przyjemnym, miodowym, słodkim posmakiem.
Jest to ewidentnie jeden z najlepszych oolongów, które miałem okazję kosztować  w tym roku. Ba! Śmiałbym nawet zaryzykować stwierdzeniem, że jest to jedna z najlepszych herbat, jakie udało mi się wypić w tym roku. Jeśli kiedykolwiek będziecie mieli okazję, koniecznie skosztujcie tej wersji Bai Hao.
Jeśli jeszcze nie zapisaliście się na listopadową edycję paczki TheTea, koniecznie to zróbcie. Czas jest jak zwykle do 20 dnia każdego miesiąca!
Czarka została stworzona przez J T Pottery

poniedziałek, 31 października 2016

Shibamoto Kaoribi Oolong 2016

Herbata: Shibamoto Kaoribi Oolong
Sprzedawca: TheTea.pl
Pochodzenie: Japonia, Shizuoka
Rodzaj: Oolong
Data zbioru: Sierpień 2016

Dziś po raz kolejny mamy do czynienia z herbatą z wrześniowej edycji TheTea clubu. Ta jednak jest szczególnie niezwykła! Jest to bowiem herbata własnoręcznie produkowana przez pana Toshifumi Shibamoto w Japonii - kraju, w którym produkuje się głównie herbatę zieloną. Produkcja Oolongów jest tam niższa nawet niż herbat czarnych. Pan Shibamoto to osoba lubiąca eksperymentować, na jego plantacjach powstało już wiele nietypowych herbat. Do stworzenia herbaty, którą dziś opisuję, zainspirowały go Tajwańskie oolongi, głównie bao zhong. Jest więc to Oolong lekko oksydowany, z  charakterystycznym dla Tajwanu sposobem obróbki - oksydacja została tu zatrzymana poprzez podgrzanie w metalowej misie.
Już sam susz herbaty robi wrażenie. Listki są duże, pozwijane, lecz nie w kuleczki. Dość mięsiste, występuje sporo łodyżek.
Aromat suszu jest bardzo przyjemny. Z początku jest nieco słomkowy, raczej delikatny, lecz po przesypaniu do wilgotnego, ciepłego czajniczka wyzwalają się z niego bardzo mocne, kwiatowe nuty. Udało mi się wyczuć tu żonkile.
Parzenie:
Wykorzystałem około 3g suszu na 100ml czajniczek. Temperatura wody, którą zastosowałem to 95°C. Przy takich parametrach zastosować należy dość krótkie czasy parzenia, gdyż stosunkowo łatwo ją przeparzyć. Mnie raz się udało, i była wtedy nieprzyjemnie cierpka. Napar posiadał ładną, złocistą barwę.
Smak herbaty był wspaniały. Dość cytrusowy, wzbogacany przez kwiatowe akcenty wyczuwalne również w aromacie. Da się wyczuć tu faktycznie coś, co przypomina mi zielone herbaty japońskie. Herbatę dosyć przyjemnie podkreśla również delikatna goryczka. Kwiaty jednak, nakierowują w stronę herbat Tajwańskich.
Herbata jest z pewnością bardzo ciekawą wariacją na temat herbaty Oolong. Połączenie tych dwóch stylistyk dało imponujący efekt. Jeśli tylko będziecie mieli możliwość, serdecznie zapraszam do sięgnięcia po herbaty od Pana Shibamoto!


czwartek, 20 października 2016

Huyuan Keng Lao Cong Shui Xian 2016

Herbata: Huyuan Keng Lao Cong Shui Xian
Sprzedawca: TheTea.pl
Pochodzenie: Chiny, Wuyishan
Rodzaj: Oolong
Data zbioru: Maj 2016

Dziś postanowiłem opisać dla Was jedną z herbat, które dostępne były we wrześniowym  TheTea Clubie. Mowa oczywiście o  Huyuan Keng Lao Cong Shui Xian. Jest to herbata pochodząca z Wuyishan. Listki są dość duże, o bardzo ciemnej barwie.
Aromat herbaty jest wyborny - niesamowicie intensywny, wyczuwalne są w nim nuty owoców leśnych, z lekką karmelkową słodyczą. Po lekkim zwilżeniu liści, pokazuje się lekki, tropikalny aromat. Jak do tej pory, chyba nie miałem do czynienia z tak aromatyczną czerwoną* herbatą.
Parzenie:
Do parzenia zastosowałem gaiwan o niewielkiej pojemności (ok. 100ml). Suszu nie zalewałem jednak do końca, w związku z czym naparu z jednego parzenia wychodziło całkiem mało. Używałem bardzo krótkich czasów parzenia, począwszy od kilku sekund, stopniowo je wydłużając. Nie mierzyłem ich, gdyż nie miałoby to większego sensu. Suszu wykorzystałem ok. 3 gramy.
Parzeń udało mi się wykonać na prawdę sporo. Po smaku spodziewałem się na prawdę wiele, i oczywiście nie zostałem zawiedziony. W pierwszym, lekko goryczkowym parzeniu wyczułem lekką nutę orzechów w karmelu, wyczuwalny był również nieco pszeniczny posmak. Smak wraz z czasem bardzo się zmieniał, gorycz słabła, na pierwszy plan wychodziły nuty egzotyczne, przypominające mi mango. Wyczuwalne były również, wymieniane w opisie herbaty nuty mineralne. Herbata na prawdę bardzo słodka, uzyskać da się z niej wiele parzeń.
Parząc taką metodą jak moja, należy uważać na czas trwania parzeń. Ja, mimo że stosowałem parzenia po kilka sekund, dałem radę ją raz przeparzyć. Ukazała wtedy dość sporo goryczy, lecz mimo to nadawała się do picia. Barwa naparu pozostawała przez cały czas śliczna, złocistobrązowa, niezmienna aż do ostatnich parzeń.
Korzystając z okazji, po raz kolejny zapraszam serdecznie do zapoznania się z tematem TheTea Club, gdyż herbaty, jak widać, są tam naprawdę niesamowitej jakości

niedziela, 9 października 2016

Xin Yang Mao Jian 2016

Herbata: Xin Yang Mao Jian
Sprzedawca: eherbata.pl
Pochodzenie: Chiny, prowincja Henan, Xinyang
Rodzaj: Zielona
Data zbioru: Wiosna 2016




Z herbatą Xin Yang Mao Jian miałem dziś do czynienia pierwszy raz. Zbierana jest w Xinyang, w górzystym rejonie otoczonym przez stare lasy. Występuje tam bardzo duża amplituda temperatury, oraz wysoka wilgotność.
Aromat herbaty jest dość delikatny, pachnie niezwykle wiosennie. Kojarzy mi się odrobinkę ze zroszoną, poranną trawą. Po przesypaniu do czajniczka, da się zauważyć często wyczuwane przeze mnie w tego typu herbatach nuty kukurydziane.
Listki są bardzo cienkie, w kształcie przypominają drobne igły. Zauważyć da się na nich charakterystyczny meszek. Herbata składa się z pączków z jednym listkiem.
Do zaparzenia jej skorzystałem z mojego czajniczka od Andrzeja Bero. Użyłem ok. 3 gram suszu.
Parzenie: Czajniczek - 140ml; Temp. wody -80° C; Ilość suszu - 3 g
I - 45"
II- 1'10
III - 1'35"
IV - 1'55"
V - 2'15"

Po pierwszym łyku herbaty wyczułem w niej głównie warzywne nuty, podsuwające mi na myśl przede wszystkim szpinak. Pozostawia w ustach przyjemny, słodkawy posmak, który niestety nieco ucieka wraz z wykonywanymi parzeniami. W okolicy trzeciego parzenia, z przodu języka da się wyczuć wręcz nieco kwaskowe nuty. Herbata przy tym wszystkim pozostaje mocno kwiecista. Obecna goryczka jest przyjemna, przypomina mi nieco mlecza. 
Barwa herbaty jest stosunkowo mocna, zielonkawo-żółta, w ustach sprawia wrażenie nieco oleistej, jest bardzo śliska.
Z pewnością zasługuje ona na uwagę, ze względu na swoje orzeźwiające własności. Oprócz tego jest wielorazowa, udało mi się zaparzyć ją dużą ilość razy, jednak po piątym parzeniu przestałem już liczyć. Dość wyraźny smak utrzymywał się w niej do samego końca.





środa, 31 sierpnia 2016

Darjeeling Mim Organic 2016


Herbata: Darjeeling Mim Organic
Sprzedawca: eherbata.pl
Pochodzenie: Indie 
Rodzaj: Czarna
Zbiór: First Flush
Data zbioru: Marzec 2016
Wakacyjny czas powoli dobiega niestety końca. O tej porze roku, jednymi z moich ulubionych herbat niezaprzeczalnie stają się pierwsze zbiory herbat z Darjeeling. Dzisiaj miałem przyjemność napić się herbaty z ogrodu Mim, który położony jest w północno-zachodnim darjeelingu. Znajduje się na wysokości 580-1860 m n.p.m. Ponoć widoczny jest stamtąd szczyt mount Everest. Jest to ogród organiczny - posiada certyfikat, który informuje m.in o tym, iż przy uprawie nie stosowane są sztuczne nawozy. Po otwarciu opakowania, poczuć możemy aromat listków, który jest słodki, nieco ziołowy, z morelową nutą.Zaparzyłem ją tak jak z reguły parzę darjeelingi.


Parzenie: Gaiwan 100ml, 1,5g, 80C, 2 min
Barwa naparu jest naprawdę piękna, złota, z delikatnymi, zielonkawymi przebłyskami widocznymi głównie podczas przelewania.
Jeśli chodzi o smak, to urzekł mnie on niesamowicie. Z początku delikatna, kwaskowa, później zauważalna zostaje nieco pszeniczna nutka, zakończona przyjemnym, choć bardzo subtelnym, arbuzowym posmakiem.

Jest to ewidentnie jeden z lepszych darjeelingów, które miałem okazję w tym roku pić. Choć nie można zaliczyć go raczej do słodkich, jest naprawdę orzeźwiający. Wprost idealny na letnie upały.

środa, 17 sierpnia 2016

O czym myślę, kiedy mówię o herbacie, czyli czym właściwie jest herbata?

Tym postem pragnę zapoczątkować nową serię na moim blogu. Będzie ona poruszała bardziej teoretyczne sprawy dotyczące herbaty, które mogą przydać się zarówno tym, którzy swoją przygodę z tym napojem próbują dopiero zacząć, jak i osobom nieco bardziej zapoznanym w temacie. Mam nadzieję, że w tej serii uda mi się zarówno nauczyć kogoś czegoś nowego, jak i naprostować wasze niepewności.
W tym poście, zamierzam odpowiedzieć na podstawowe pytania dotyczące
herbaty, oraz dostarczyć nieco ogólnikowej wiedzy o tematyce herbacianej.

Czym jest herbata?

Mówiąc o herbacie, możemy mieć na myśli kilka znaczeń tego słowa:
- Krzew herbaciany
- Susz, którego używamy do parzenia.
- Napar
Bardzo często słowo herbata jest błędnie stosowane w odniesieniach do napojów zupełnie  z nią niezwiązanych, takich jak hibiskus, rooibos, honeybush itp. Nazwać coś herbatą możemy dopiero, kiedy wiemy, że składa się z listków Camellia Sinensis.

O krzewie herbacianym.

Morfologia krzewu herbaty
Źródło zdjęcia: Wikipedia
Camellia Sinensis to łacińska nazwa krzewu herbacianego. Występuje on w licznych odmianach, z czego dwie z nich są powszechnie stosowane do wytwarzania herbaty. Są to herbata chińska - Camellia sinensis, oraz herbata assamska - Camellia assamica. Gatunki te, były ze sobą krzyżowane w najróżniejsze sposoby, dając przy tym szeroki wachlarz delikatnie różniących się szczepów.. Dziś do wyboru mamy około 23 gatunki i 380 odmian. Z każdego z nich produkuje się zupełnie inne herbaty, wykorzystując różne metody.

Charakterystyka krzewów.

Herbata Chińska - Camellia Sinensis
Osiąga ona wysokość maksymalnie niecałych trzech metrów. Posiada małe, żółto-białe kwiaty. Listki potrafią mieć od 6 do 9 cm długości. Roślina ta dobrze znosi niskie temperatury. Krzewy potrafią dożyć nawet do 100 lat. Hoduje się ją głównie na obszarach Azji wschodniej, w krajach takich jak Chiny, Japonia, Turcja czy Iran.

Krzew herbaty
Źródło zdjęcia: Wikipedia
Herbata Assamska - Camellia assamica
Jest to roślina osiągająca znacznie wyższe rozmiary, bowiem do nawet 13 metrów wysokości. Posiada również większe liście od swojej siostry, osiągające rozmiar do 20 cm. Z reguły hodowana jest w Azji zachodniej - w Indiach, na Sri Lance oraz nawet w Afryce. Są jednak wyjątki, m. in. wytwarza się z niej herbaty typu pu-erh, w Chinach.

Kwiat herbaty
Źródło zdjęcia: Wikipedia
Herbatę podzielić możemy na 6 głównych gatunków. Każdy z nich jednak, powstaje z liści opisanej przeze mnie rośliny. Herbaty różnią się od siebie przez liczne procesy, przez które przechodzą po zebraniu z krzewu. O podziale herbaty, różnicach oraz podobieństwach poszczególnych z nich, oraz jej wytwarzaniu, przeczytać będzie można w kolejnym poście.




czwartek, 28 lipca 2016

Junshan Yin Zhen W Plenerze

Herbata: Junshan Yin Zhen
Sprzedawca: eherbata.pl
Pochodzenie: Chiny, prowincja Hunan, wyspa Junshan.
Rodzaj: Żółta
Data zbioru: Maj 2016


Jakiś czas temu wraz z kilkoma znajomymi, dzięki doskonałej pogodzie postanowiliśmy napić się herbaty w plenerze. Wybraliśmy się więc w okolice Wisły, które to wydawały mi się idealne na tę okazję.
Wypiliśmy wtedy dosyć dużo różnych herbat, jednak konkretnie ta opisywana przeze mnie, jest herbatą żóltą. Junshan Yin Zhen to same pąki liściowe, które podczas obróbki zostały poddane procesowi menhuang, będącym tym, co charakteryzuje żółte herbaty. Liście zostały zebrane podczas ostatnich dni maja, na wyspie Junshan, znajdującej się w prowincji Hunan. Leży ona na jeziorze o również bardzo herbacianej nazwie - Dongting Hu.
Po otworzeniu opakowania uleciał z niego aromat lekko słomiany, dość słodki. Choć nie był on nadzwyczajny, nie zaskakiwał, jednak był jednym z najprzyjemniejszych zapachów herbat, z jakimi miałem styczność.
Parzenie: Czajniczek - 140ml; Temp. wody -80° C; Ilość suszu - 3 g
I - 45"
II- 1'10
III - 1'45"
IV - 2'20"
V - 2'50"
Barwa herbaty pozostaje przez cały czas żółta, jest bardzo subtelna, przypomina wręcz zwykłą wodę.
Jeśli chodzi zaś o smak, to z początku kojarzyła mi się ona z herbatami zielonymi, dostrzegałem w niej coś, przypominającego szparagi, oraz lekko kukurydzianą nutę. Później zaś, dało się odnaleźć orzechową nutę, podpartą przyjemną goryczką. Z czasem stała się również lekko maślana, w ustach sprawiała momentami wrażenie nieco oleistej. Wszystkim parzeniom towarzyszył również pozostający po wypiciu, słodkawy posmak.
Herbata oczarowuje swoją delikatnością, jest dość specyficzna, jak to zwykle bywa w przypadku żółtych herbat, jednak zdecydowanie warta spróbowania. Szczególnie przy wspaniałym towarzystwie, pośród natury.





środa, 6 lipca 2016

Japońskie Ciekawostki Herbaciane

Jakiś czas temu zostałem zaproszony na spotkanie herbaciane, dotyczące nietypowych herbat z Japonii. Szczęśliwie okazało się, że akurat gdy miało się ono odbyć, przebywałem we Wrocławiu, gdzie miało ono miejsce.
Wraz z innymi herbaciarzami mieliśmy okazję napić się kilku ciekawych herbat, które raczej ciężko zdobyć w normalnych warunkach.
Spotkanie miało miejsce we wrocławskiej herbaciarni targowej. Do spróbowania mieliśmy 6 herbat. Japonia kojarzy się przede wszystkim z herbatami zielonymi, jednak wśród tych, które mieliśmy okazję skosztować nie było żadnej tego typu.
Jako pierwszą spróbowaliśmy czarną herbatę Ureshino. Charakterystycznym dla niej był fakt, że składała się jedynie z łodyg krzewów herbacianych. Jej aromat był bardzo słodki, nieco cytrusowy. W smaku przypominała ona zwykłe, cejlońskie czarne herbaty. Nie był to co prawda powalający smak, ale zdecydowanie nie było to coś, czego spodziewaliśmy się po Japońskiej herbacie.
Dalej w kolejce była Oku Yame Wakoucha, produkowana z liści idealnych  do wytwarzania zielonej herbaty sencha. Była to kolejna herbata, która nieszczególnie nas ujęła. W jej aromacie wyczułem coś, co przypominało mi suszoną żurawinę. Smak natomiast był dość mocny, nieco cytrusowy, z wyczuwalnymi miodowymi nutami. Przypominał on nieco czarne herbaty z Darjeeling.
Następną herbatą był Blue Oolong. Kolejna, która co prawda nie wzbudziła w nas niezwykłych wrażeń, nieco cytrusowa, nietypowa nawet jak na oolonga. Zdecydowanie mój faworyt z wymienionych do tej pory.
Kolejne herbaty, które degustowaliśmy były naprawdę nietypowe. Wcześniejsze z nich były po prostu dziwne jak na Japonię - procesy ich produkcji, oraz elementy krzewu, z którego pochodzi susz  jak i metoda, jaką tworzymy napar są zupełnie odbiegające od normy.
Batabatacha to ciekawa odmiana herbaty bancha, poddawana fermentacji. By przygotować z niej napar, gotowaliśmy ją przez ok. 10 minut. Piliśmy ją normalnie, lecz z tego co przeczytałem dopiero teraz, z reguły pija się ją w sposób podobny jak matchę - ubijając napar specjalną miotełką. Jeśli chodzi o smak, to herbata smakowała dokładnie tak, jak wyglądał susz. Wszystkim nam kojarzył się nieco z runem leśnym. Wyczuwalne w nim były nuty kory, wilgotnego drewna.
Kolejna, przygotowywana w bardzo podobny sposób była Sannen Bancha. Również gotowaliśmy ją, lecz tym razem przez ok. 15 minut. Tu również nie mieliśmy sprzecznych zdań. Każdemu z nas przypominała bowiem lekko podprażone ziarna, zbożową kawę.
Ostatnia herbata, którą wypiliśmy, szokowała już samym aromatem. Była to Bancha Goishicha - kolejna fermentowana herbata, która została sprasowana w specyficzne kostki. Aromat, który poczuliśmy po otwarciu paczuszki zszokował nas zupełnie. Poczuliśmy bowiem zapach przypominający kostkę rosołową. Tutaj parzenie następowało jak przy zwykłej herbacie, nie była ona gotowana. Użyliśmy około 4 gram herbaty na dwulitrowy czajnik, a mimo to udało nam się uzyskać bardzo wiele naparów, o dość wyraźnym smaku. Jest to prawdopodobnie jedna z najwydajniejszych herbat z jakimi w życiu miałem styczność. Jeśli zaś chodzi o smak, to poczuliśmy coś równie niesamowitego - wyczuwalna była w niej bowiem zupa grzybowa - silny, dominujący smak prawdziwków, połączony z faktycznie lekko wyczuwalną, drobiową nutą.
Żadna z herbat, które piliśmy tego dnia nie była wybitna jeśli chodzi o smak, jednak należy pamiętać, że były to tylko ciekawostki, a nie najsmaczniejsze japońskie herbaty. Żadna z nich, nie była również niesmaczna ani odrzucająca. Stanowiło to dla mnie interesujące doświadczenie. Jeśli kiedykolwiek będziecie mieli okazję spróbować którejś z nich, bardzo serdecznie zachęcam.
Jeśli macie ochotę więcej poczytać o nietypowych zielonych herbatach, odsyłam do postu na forum Herbaciarze, gdzie temat ten został jakiś czas temu poruszony.
Jeszcze raz dziękuję bardzo Wrocławskiemu Towarzystwu Herbacianemu za zaproszenie na spotkanie.